wtorek, 11 czerwca 2013

Św. Vinyl przybity do ściany

Kasety kompaktowe, płyty cd, walkman i discman, pierwsze mp3. Wszystko to już za nami. Chyba każdy wie, że wszystkie te relikty przeszłości miały swój początek w postaci dosyć dużych, kruchych i nieporęcznych płyt WINYLOWYCH (pierwsza nowa nazwa).

Tak moi drodzy, dziadkiem naszych superkomórek, zawierających setki gigabajtów muzyki jest własnie taka płyta. Dwustronna, z pojemnością około 12 piosenek, chociaż zdarzało się, że było ich i więcej, i mniej. Nasze wspaniałe klasyki utworów przechowywane na takich cudeńkach przetrwały do dziś, i dziś także w niejednym domu można je zobaczyć, odtwarzane na gramofonach (tak jest, druga nowa nazwa).Nawet współcześni wykonawcy niekiedy pokuszą się, aby nagrać swoje kawałki na takich nośnikach, by trafić pod strzechy tych z "trochę" starszym sprzętem. Ale do sedna!

Myśli moje wciąż mąci fakt szeroko spotykany i druzgocący. Otóż, pewnego razu zawitałem do mojego X kumpla. Zaproszony nie mogłem odmówić, gdyż ów kumpel X, chwalił się wielokrotnie starymi i oryginalnymi oczywiście, płytami ojca (pierwsze wydania Mothership, Dark side of the moon, Killers). Niezwykle podniecony, przekroczyłem próg jego domu i jak strzała wparowałem do pokoju ojca. Niestety, pudło! Płyt nie ma, nie ten pokój. Zziajany i zawstydzony pytam więc kolegi, gdzie mogę znaleźć te artefakty. Nieco rozbawiony zaprowadził mnie do swojego pokoju. Przeszukuję półki, łóżko, fotel, nawet kosz z bielizną! Nic. Gdy zerkam już zrezygnowany na mojego kolegę, ten dumnie unosząc dłoń wskazuje na... ścianę. Krew z mojej twarzy odeszła i zapewne już nie powróci. Kto i jakim prawem, gwałtem na muzyce i zdrowym smaku, wymyślił ten pieprzony trend?! PŁYTA WINYLOWA PRZYPIEPRZONA GWOŹDZIEM DO ŚCIANY!  Ciśnienie rośnie, a łzy napływają do oczu. Wtedy zrozumiałem chrześcijan spoglądających na Dżizusa.
Tak, faktycznie! Zajebiście wygląda na ścianie! Tak samo jak pokój wytapetowany studolarówkami.
Moi drodzy, rozsądek ma swoje granice, a głupota nie. Tak samo jak każda przyjaźń ma swój początek jak i koniec, zwłaszcza na widok takiej zbrodni.

Closed Air Festival

Kto jeszcze pamięta, stare, dobre, polskie festiwale rockowe? Kto pamięta o Jarocinie? Ba! Kto w ogóle o nim słyszał? Nasz legendarny polski festiwal, zrzeszający i młodych, i starych. Symbol wolności  i walki z trapiącym systemem. Czas swobody i prawdziwej, spełnionej młodości. Było to i jest miejscem debiutu naszych gwiazd, polskich gwiazd sceny rockowej i nie tylko.

Teraz jest Open Air, Cocke Live, Orange Warsaw. Tabuny młodych wydają nawet po 300 zł na bilet tylko po to, żeby napić się produktów sponsora po odpowiednio wyższej cenie i stać się trybikiem w marketingowej machinie do wyciągania pieniędzy. Owszem, tak, grają popularne zespoły itp. jednak bilet do sąsiedniego państwa i kameralny koncert kapeli wyjdzie tyle samo, a może nieco drożej. Zapewniam, wrażenia będą 100-krotnie lepsze. Czemu nie wspierać naszej młodej sceny muzycznej? Spakować plecak i pojechać nawet na woodstock Owsiaka i przeżyć przygodę życia. Chociaż komu chciałoby się pobrudzić, zamiast wmieszać się w nowobogacką mieszankę pop-ularnych? Jeszcze przypadkiem musieliby oddać krew czy wspomóc kogoś charytatywnie. Niedoczekanie.

To, co kiedyś nazywano walką z systemem i krzykiem wolności, zamieniono na kolorowe buty i markowe ciuchy na markowych imprezach. Można się jeszcze obejrzeć przez ramię i odwiedzić stary Jarocin, poznać to, co nasze i co prawdziwe.

| Zapal świeczkę |

To nieprawdopodobne, w jaki sposób można żerować na ludziach.
Jedna sprawa to wykorzystywanie żywych, druga - tych którzy odeszli.
Wiele hałasu o nic -> ponownie.

Kim byli dla nas gwiazdy typu Elvis, Lennon, Jackson, Cobain, Freddie Mercury, Hendrix, Amy tuż przed śmiercią? Jackson, uznawany za pedofila i monstrum, Mercury- legenda i nieakceptowany homoseksualista, Elvis jako znudzony, obrośnięty tłuszczem rasista i lekoman. Inni wcale nie byli lepsi. Legendy i gwiazdy, które odchodziły w cień aparatów, artyści pogrążeni w nałogach. Nie widząc wyjścia i lepszej możliwości, odbierali sobie życie. Krytykowani przez opinię publiczną i mieszani z błotem. Taka już cena sławy? Zabawne jednak jest to, że w parę dni po śmierci ich nazwiska górowały na listach przebojów! Wrzaski i lamenty fanów, samobójstwa, nowe wydania płyt! Dvd, vhs, kompakty. Jeszcze przed chwilą zapomnieni i odrzuceni, teraz gwiazdy, KRÓLOWIE. Jeszcze przed chwilą byli przyjaciele, dawni producenci, zrywające kontrakty wytwórnie. Teraz zacierają ręce w oczekiwaniu na dodatkowy zarobek, uzyskany dzięki inwestycji z przed paru lat. Powracają z otwartymi ramionami, wspominając "tamte", dobre czasy. Teraz po śmierci "inwestycji" zwróci się ona nawiązką. Życie to też interes, nie?

No ale czemu się czepiać tylko ich? Muszą też zarobić na swoje. To opinia publiczna szaleje z żałoby! Wczoraj czytałem o kolejnym skandalu, dzisiaj posadzony na piedestale, zmarły artysta-ekscentryk, patriota, mąż stanu. Ludzie jak barany beczą i lezą za stadem w kolejny nowy, głupi trend. Zapytam koleżanki: "Czy słuchasz może JEGO piosenek? Odpowiada - "nie, nie słucham takiego szajbusa i pedała". Mija pierwsza rocznica śmierci, a ona uznaje się za fankę numer jeden. I znowu pytam: "przecież jeszcze do niedawna był to szajbus, teraz jest Twoim idolem?" - "Tak! Jest cudowny! To nie szajbus, to wszystko kłamstwa, uwielbiam go." Nowi fani, zamiast wsłuchać się w ich twórczość, z uporem maniaka próbują naprawiać to, co już jest nie do odbudowania. Kłócisz się z taką osobą i próbujesz powiedzieć: "Hej, zamiast się tak drzeć, po prostu wrzuć jego płytę do wieży i posłuchaj, co on ma Ci do powiedzenia, a nie te pieprzone tabloidy."a oni nadal niewzruszeni.